|
Forum Kółka Teatralnego Conradinum N.O.C wita ;] |
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
paniKa
Kierownik
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Pon 21:44, 19 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
i znowu mamy problem brak Parysa ... czy My kiedyś wystawimy coś bez żadnych (podkreślam ŻADNYCH) problemów??!!
ehhhhhhhhhhh
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Rebell
Administrator
Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: FUCKERVILLE a czasem i LOSERVILLE
|
Wysłany: Wto 16:40, 20 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
juz jest Parys xD i on tu nie ma nic do gadania. spokojnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Justyna
Dołączył: 24 Paź 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Cedrowa Górka xD
|
Wysłany: Wto 18:45, 20 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
kto kto kto????
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rebell
Administrator
Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: FUCKERVILLE a czasem i LOSERVILLE
|
Wysłany: Śro 18:36, 21 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
TROCHE SIE NAMYSLALAM ALE WERSJA NIE JEST JESZCZE OSTATECZNA WSZYSTKO MUSI SPR MOJA MAMA I WOGOLE xD paniKa xD
duze litery specjalnie dla technicznych xDD:
by Rebell xD (z małą ingerencją Dorzy ):
występują:
-chór
-Romeo
-Julia
-Benwolio
-służący Kapuleta
-służący 1
-służący 1
-matka Julii
-Parys
-Kapulet
-Wielki Brat
-Marta
-Laurenty
(Dekoracje: na środku sceny stoi ławka, na niej poduszki; okno z listewek, z firankami i tekturowym kwiatkiem)
I chór, służący 1 i 2
Chór:
Nad Kapuletich i Montekich domem
Spłukane deszczem, poruszone gromem,
Łagodne oko błękitu...
A lato było piękne tego roku...
(Chór pozostaje cały czas na scenie. Recytuje swoje „pieśni”, niekiedy uczestniczy w wydarzeniach.)
<scenografia domowa>
Służący 1
Dalipan, Grzegorzu, nie będziem darli pierza, wszak my z domu Kapuletich.
Służący 2
Ma się rozumieć, bobyśmy byli zdziercami.
Służący 1
Ale będziemy darli koty, jak z nami zadrą, Ci z domu Montekich!
Służący 2
Kto zechce zadrzeć z nami, sługami Kapuleta, będzie musiał zadrżeć.
Służący 1
Mam zwyczaj drapać zaraz, jak mię kto rozrucha.
Służący 2
Tak, ale nie zaraz zwykłeś się dać rozruchać.
Służący 1
Te psy, z domu Montekich, rozruchać mię mogą bardzo łatwo. Ale już ja im pokażę, co to znaczy dom Kapuletich!
Chór
Dwa rody, równą odziane godnością,
W pięknej Weronie gdzie przebiega sztuka,
Gniew dawny nową podsycają złością
I krew szlachetna dłonie szlachty bruka.
KURTYNA
<SCENOGRAFIA PODWORKOWA>
II Romeo i Benwolio, chór
(Na ławce siedzi Romeo, wchodzi Benwolio. Rozmawiają, siedząc.)
Romeo:
Nudno.
(Wchodzi Benwolio. )
Benwolio:
Witaj, przyjacielu. Co Ci tak smutno?
Romeo:
Nudno!
Benwolio:
W twoim wieku? Ja nie mam na to czasu, człowieku! Miłość, miłość...
(robi cielęce oczy)
Romeo:
Ty też? Kolejna feromonów ofiara...Miłość?! Szpetna mara!
Benwolio:
A co, chciałbyś się zakochać?
Romeo:
Brzydki nie jestem, to widać. Głupi też nie, to słychać. Z dobrej rodziny pochodzę, to czuć.
Ale kobiety tylko pieniądze kochają. Miłość? Wierność? Za nic mają! „Mężczyźni, ten ród krokodyli.” (Ostatnie słowa wypowiada naśladując kobietę.)
Ech, kobieto, puchu marny.
Benwolio:
E tam, moja dziewczyna jest cudowna, śniadanie mi przynosi o poranku. A, co do kasy, to trzeba ją ulokować w dobrym banku, takim wiesz, chronionym przez lwa, lub cos takiego.
Romeo:
(patrzy na Benwolia z politowaniem, zastanawia się przez moment, wreszcie wyjmuje z kieszeni mentosy, wykonuje gest znany z reklamy, uśmiech na twarzy, który jednak po chwili znika, cały zapada się w sobie, jakby z niego uszło powietrze i załamanym głosem mówi )
Idę do terapeuty.(Wychodzi. )
Benwolio:
Nie, no bomba, ja się po tym sam będę musiał poddać jakiejś terapii. Już mi oko lata. Sami wariaci.
(mruga jednym okiem)
Chór:
O, królowo wszechpiękności!
Ornamencie człowieczeństwa!
Nie masz nad chłopem litości,
Musi dowód dać ci męstwa.
III służący Kapuletich, Benwolio
(Wchodzi służący Kapuleta. Siada na jednym brzegu ławki, na drugim, przyglądając mu się z rosnącym zainteresowaniem, Benwolio. Służący na razie nie widzi Benwolia.)
Służący:
Mój pan, Kapulet, imprezę urządza. W domu! „A przed ucztą potrzeba dom oczyścić ze śmieci.” Kto to będzie sprzątał? No komu, komu, komu powierzono tę pracę? Wiadomo – mi. Przy takim bezrobociu... A to dla niej wszystko.
(z pogardą )
Nie puści dziewczyny na technoparty, ani na kolorowe disco, musi ją mieć na oku. „Julka to takie złote dziecię.”
(wzdycha )
Ale mam sprosić gości przecie.
(wyjmuje z kieszeni kartkę, czyta z wyraźnym wysiłkiem)
Tyle sesemesów! Do rana mi to zejdzie! A żadne krętactwo tutaj nie przejdzie!
(Wzdycha, wyjmuje telefon, zaczyna coś pisać.)
Benwolio:
Cóż tam, panie, w polityce?
Służący:
Spadaj!
(do siebie )
Coś zimno...
(wkłada bluzę, którą wcześniej położył obok, głaszcze ją, wyraźnie łagodnieje, jak w reklamie proszku do prania, bardzo uprzejmie )
Mówiłeś coś, mój ty chłopcze złoty?
Benwolio:
Cóż to za rozruch u was niesłychany? Chyba jakieś masz kłopoty?
Służący:
U Kapuletów impreza. Mnie gości spraszać przyszło. Wszystko dla jedynaczki. Dużo tego wyszło. Piękne dobra w każdym względzie, lasy, gleba wyśmienita. Co za czynsze. To kobita!
Benwolio:
Dzwoń, waść, czasu oszczędź.
(do siebie)
To okazja w sam raz dla Romea.
(wychodzi po chwili pisania, co sprawia mu wyraźną trudność, Służący też wstaje i wychodzi, nie przerywając pisania.)
Chór:
Niezwykłym i nie leda sprytem opatrzony
Poleciał precz, by Romea, co zmartwiony,
Z udręki serca wyciągnąć za uszy,
By mu chwilą rozrywki uspokoić duszę.
IV Matka Julii, Parys.
Parys:
Witaj piękna sąsiadko! Pięknej Julii Matko! Mam do ciebie sprawę, ta piękna istotka, córka twoja słodka zakręciła w mej głowie, bez niej w życiu nic nie zrobię!
Matka:
Słuchaj koleś, za kogo ty się właściwie masz?
Parys:
Och, mon Dieu, ale gafa! Pozwól że ci się przedstawię. Jestem Parys.
Matka:
ach, to zmienia postać rzeczy, twojej sławie nikt nie przeczy, jeśli córka moja młoda zechce cię, ja powiem zgoda.
Parys:
Kiedy mógłbym bliżej poznać ją? Czy otwarty dla mnie jest wasz dom?
Matka:
Och, nasz ród, robi bal że cud, będzie panien w brud, więc jeśli córka moja, nie zechce cię o panie, będziesz miał na zawołanie mnóstwo innych pięknych panien.
Parys:
Och, mon Dieu, więc nie męczę cię i zmywam się!
V Romeo, Benwolio, chór
(Ta sama scenografia. Wchodzi rozmarzony Romeo, na uszach ma walkmena, nuci coś pod nosem. Wzdycha. Siada na ławce. Wpada Benwolio.)
Benwolio:
Jest impreza. Zapomnisz, co to łzy. Będzie gorąco.
Romeo:
Gdzie? Brzmi kusząco...
(wpatrzony w jakiś punkt, z rozpaczą w głosie)
Dlaczego, ty jedyna nie pojawisz się w końcu w moim życiu?
Zresztą, nigdzie nie idę, bez przesady...
Benwolio:
Nie ma sprawy...
(do siebie )
Trzeba ratować chłopaka.
(Ciągnie Romea, ten
z wyraźną niechęcią wstaje, wychodzą. )
KURTYNA
<SCENOGRAFIA DOMOWA>
Chór:
Nie porzucaj nadzieje,
Jakoć się kolwiek dzieje;
Bo nie już słońce ostatnie zachodzi,
Lecz uważaj, Romeo, Kapulet nadchodzi.
KURTYNA
VI kapulet, służący
(Wchodzi Kapulet. Palcem sprawdza, czy na ławce nie ma kurzu, rozgląda się po scenie, może nawet zajrzeć pod ławkę. Wyraźnie niezadowolony.)
Kapulet:
Do roboty, a żwawo! Sprzątać mi tu, nie rezonować!
(dwaj z chóru, próbując wynieść ławkę, potrącają niechcący Kapuleta;)
Do krów, nie do pańskich mebli! W stajni pracować!
(odstawiają więc ławkę na miejsce i wychodzą; )
VII bal, kapulet, Julia, matka, Romeo, benwolio, Parys, praktycznie wszyscy
(Kapulet uroczyście, podnosząc ręce )
Poloneza czas zacząć!
(za kurtynę ) <cicho polonez w tle>
Wołać mi tu córkę!
(Wchodzi Julia. Chór bawi się. Z głośników płynie polonez. Wszyscy bawią się.)
Julia:
Ktoś mnie wołał, czegoś chciał?
Kapulet:
Muzyka gra, tak? Goście są, tak? No to baw się! Zdecyduj się, ten, tego, ten, tamtego, tą, ta, tamci czy ten tu o tam. A nie, to idź do klasztoru! I nie nadwyrężaj mojego spokoju.
Julia:
A bramka numer trzy?
Kapulet:
Nie przeginaj, Julka! I przestań się malować, bo wyglądasz jak kamienica odnowiona na przyjazd cesarza, a że co dzień to się zdarza, to zabiorę Ci te katalogi Avonu!
Julia:
Niech się dzieje wola nieba...
(Kapulet wychodzi. Julia tańczy, chodząc pomiędzy gośćmi, zagląda im w twarze.
Wchodzą Romeo i Benwolio. )
Romeo:
Krucho będzie, jak zostaniemy złapani...
Benwolio:
Och, nie pękaj. (do najbliższej damy) Miła Pani? (Odchodzi na bok.)
(Romeo snuje się po balu, gra muzyka. Ludzie tańczą. Julia widocznie męczona przez Parysa pokazuje mu, że nic nie słyszy.)
Parys: Przepraszam! Ale czy można by troszeczkę ściszyć?!
(Muzyka cichnie nagle, Romeo wpada na Julie, Julia, oczarowana, wpatrzona w Romea, ten nachyla się, jakby chciał ją pocałować.)
Romeo:
Ja, kiedy usta ku twym ustom chylę...
Julia:
A płuca sprawdziłeś?
(Romeo, wyraźnie zakłopotany, spuszcza głowę i nic nie mówi.)
Julia:
Wiedziałam. Poczekaj chwilę...
(odpycha Romea i odchodzi, ten stoi jak wryty)
Benwolio:
Stary zmywamy się Kapulet nadchodzi! (Pociąga Romea za rękę, uciekają z balu, siadają na rogu sceny)
KURTYNA
<ZMIANA SCENOGRAFII NA PODWORKO>
Romeo:
Ech...taka żona...Jeśli jeszcze umie gotować, jest ideałem... Kto ona?
Benwolio:
(ucieka ze wzrokiem, wyraźnie zakłopotany )
Kapulet. Julia. Kapulet.
Romeo:
O, żesz...
Głos Wielkiego Brata zza sceny:
Wielki brat wszystko słyszy.
(Romeo zamyka sobie usta ręką. Benwolio kładzie rękę na jego ramieniu, głowy spuszczone, wychodzą. )
Julia:
(wychylona zza kurtyny)
To Monteki? O, żesz...
Głos Wielkiego Brata:
Wielki Brat...
Julia:
(wychylona zza kurtyny)
Dobra, dobra.
(wychodzi na scenę i dramatycznie recytuje)
Nienawiść moją pierwszą pokochałam!
Zbyt późno wiem to; zbyt wcześnie ujrzałam!
Dla mej miłości wróżba to złowroga,
Że muszę kochać obmierzłego wroga.
KURTYNA SIĘ ODSLANIA
Chór:
Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?
Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?
Za Twoim rozkazaniem w brzegach morze stoi
I Romeo Kapuleta okrutnie się boi.
VIII
(Julia siedzi sama na lawce, podchodzi Parys, przysiada się):
Parys:
Witaj zjawiskowa istoto!
Julia:
Kim jestes?
Parys:
Poznaliśmy się na balu Moje Ty Wcielenie Gracji. Zwą mnie Parys Aniele, prawie jak stolica Francji.
Julia:
Prawie robi wielka różnicę.
Parys(lekko zakłopotany):
Ech...Lampo Akermanu na gwieździstym niebie! Słuchaj mnie, ja kocham Ciebie! Może pójdziemy do kina?
(zza sceny słychać glos matki)
Matka:
Julka! Julka!! Chodź! Klan się zaczyna!
Julia:
Ah! Nie mogę przegapić tego! Musze się dowiedzieć czy Grażynka wróci do Rysia swego miłego! Choć jesteś pełen wdzięku i szyku, żegnaj miły Francuziku!
Parys:
(przez zęby)
Parys dziewczyno, Parys….
IX Julia, Romeo, Benwolio
Wchodzi Romeo. Śpiewa głośno
„Julia, Julia to dziewczyna, tylko ona jedna i jedyna.”
(Zza sceny słychać głos matki):
Matka Julii:
Julka! Julka! Jakiś wariat z megafonem na dole cię woła!
(W oknie, które stoi za ławką, pokazuje się Julia.)
Julia:
Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo?!
Romeo:
Rodzice mnie tak nazwali. Byłem zbyt mały, nie miałem na to żadnego wpływu.
Julia:
Mogło być gorzej. Jak tu wszedłeś? Mur jest wysoki, ciernie kolczaste, krzaki krzaczaste...
<Romeo i Julia stoja jakby czas się zatrzymal xD>
Chór:
Wpłynął na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurzał się w krzaki i jak łódka brodził,
Śród fali łąk szumiących, śród kolców powodzi,
Omijał wysokie ostrowy burzanu.
Romeo:
Coś mi skrzydeł dodało. Tylko nazwy nie pamiętam. Lecz mury, krzaki, ciernie...To za mało! Bo ja kocham... i mam pomysł wspaniały: chodź się chajtniemy, dorobek mam nie mały. Będą jaja jak się starzy dowiedzą!
Julia:
(pogardliwie )
Każdy tak mówi.(Siada na ławce) A ja sobie zadaję pytanie, co Cię tu wiodło? Przyjaźń czy kochanie? Czy przysięgasz mi miłość?
(wyjmują spod ławki tekturki z dużymi napisami widocznymi dla publiczności KOMPUTER)
Przysięgać można na:
a) księżyc
b)samego siebie
c)wszystko na świecie
d)nie przysięgać wcale
Decyzja należy do ciebie.
Romeo:
Czy mogę zadzwonić do przyjaciela?
Julia:
(krzyczy w stronę kulis
Prosimy o połączenie.
(do Romea )
Denerwujesz się?
Romeo:
Mało.
Benwolio:
(głos zza sceny )
O! Czuje, ze komora mi wibruje! Ciekawe, co to zwiastuje…Halo?
Julia:
Ma problem Twój przyjaciel miły. Podobno możesz pomóc, bo pomysły mu się skończyły. Na odpowiedź masz 20 sekund. Jesteś gotowy?
Benwolio:
Tak.
Romeo:
Benwolio uważaj, zaczynam czytać. Przysięgać miłość można na:
a)księżyc
b)samego siebie
c)wszystko na świecie
d)nie przysięgać wcale
Co radzisz?
Benwolio:
Nie przysięgać wcale! Na pewno!
Romeo:
Dziękuję, przyjacielu, ale dalej nie jestem pewien. Może publiczność mi pomoże?
(patrzy w stronę publiczności, bez względu jednak na jej reakcję mówi)
Wciąż mam pewne wątpliwości, lecz rzucone są już kości. Odpowiedź brzmi: „Nie przysięgać wcale.”
Julia:
Czy to jest Twoja odpowiedz? Zastanów się dobrze. Stawka jest wysoka.
Romeo:
Chyba jestem pewien. Księżyc przecież jest niestały, ja jestem tylko człowiekiem, świata nie znam. Tak, jestem pewien: „Nie przysięgać wcale.”
Julia:
Romeo...
(z wyraźną przerwą )
...to jest właściwa odpowiedź! Wygrałeś moją miłość!
(zza sceny słychać brawa, mogą być też okrzyki
zza sceny gong )
Niestety, czas się skończył antenowy. Żegnaj, jutro dzień jest przecież nowy. Pamiętaj żeby ustalić u Laurentego ślubu godzinę.
(wychodzą )
X Marta, Romeo
(Julia wychodzi, wchodzi Marta )
Marta:
Co masz taką dziwną minę? Czegóż chcesz od nas o panie, nieszczęście ściągasz jak na zawołanie. Lecz z tego, co słyszałam, miłość cię przygnała (na boku) więc może zmieni swoje przekonania co do tego, która z panien chce, i wybierze mnie!
(Pada w ramiona Romea ze słowami): och, mdleję!
(Romeo łapie Martę )
Marta:
Och, dotyka mnie, przechodzą mnie dreszcze, ach rób tak jeszcze , jeszcze!
Romeo:
O! Zemdlała, nie mam siły jej trzymać.
(Upuszcza Martę)
(Marta próbuje się podnieść, otrząsa się powoli i zaczyna od nowa):
Marta:
Och, jakiś ty silny panie, będę pamiętać twe twarde, męskie.......... ramię.
Romeo:
Słuchaj kochanie... Chcę się chajtnąc z Julką, serca mego Panią. Kopsnij się do Laurentego, oblicz koszty, ustal godzinę. Koniecznie zrób to jutro rano!
Marta:
Wielka twa miłość dla tej panny, czy ty tam będziesz? Czy się spotkamy?
Romeo:
Ja będę odrabial matme a potem pojde na deske…sorry, taki los mi dany.
Marta:
( wybita) ach szkoda, znaczy się … dobrze. Z radością pojdę godzinę ustalić waszego ślubowania, (na boku) albo miłości waszej pogrzebania.
(Romeo odchodzi, Marta do siebie)
Kocham Romea, on woli Julię kochać, a więc nie będę czekać ni szlochać, i nim tych dwoje ksiądz połączy, ich żywot dzięki mnie się zakończy
XI Brat Laurenty, Marta, WB
Laurenty:
Witaj Marto mówi mimochodem.
Wielki Brat:
Ty tumanie to były didaskalia!
Laurenty:
Ups...Ślub odbędzie się przed zachodem. Przekaż Julii by się odstawiła i przyszła, tylko bez spóźnień może...
Marta:
Ach, przybędzie! I ja przyjdę (na boku) Z nożem, hehe…
(Odchodzi )
KURTYNA W TYM CZASIE RAZ ROMEO RAZ JULIA WYCHODZA ZZA KURTYNY I POPRAWIAJA TO WELON, TO MUSZKE
XII Romeo Julia Laurenty Marta <w tle muzyka z „Krzyku” nr 3 na plycie xD>
Laurenty:
Zebraliśmy się tu żeby połączyć tych dwoje świętym węzłem małżeńskim. (Romeo ziewa, Julia widocznie się nudzi.) Sorry dzieciaki, ze nie ma tu na freestajl miejsca, ale ta scena wymaga ode mnie powagi, wszak jestem przedstawicielem duchowieństwa.
Marta wchodzi z nożem i zabija Romea i Julię wszyscy się drą. Laurenty ma to gdzieś.
<gdy wszyscy sa pozabijani muzyka powoli jest sciszana>
Laurenty:
Źle się dzieje w państwie duńskim...
Marta:
(rzucając Laurentemu portfel) Miłość rządzi się swoimi prawami. Romeo mnie nie chciał, więc krew teraz kościół plami. Ty braciszku siedź tu cicho, by i ciebie nie wzięło licho, masz dorobku całkiem sporo i siedź cicho straszna zmoro.
Laurenty:
(licząc kasę z zadowoleniem) Dobra, teraz ni słówka nie pisnę mam tyle kasy, że wszędzie się wcisnę.
Marta:
Jadę z Parysem do Bangladeszu. Ciao Mi Amore!
Romeo:
Pst...Poszła sobie?
Laurenty:
Poszła, poszła, ach dzieciaki, układ przecie nasz był taki, że za twe rodowe złota będzie oszukana kwoka! A jak troszkę jeszcze skapnie to i transport wam załatwię!
(Romeo wyciąga jakieś klejnoty i wręcza księdzu)
Romeo:
Zajechały już karoce? Pf...Piastunka...Niech ją porwą ciemne moce! Pf, nędznica! Julio?
Laurenty:
Julio?! Jakie ty masz blade lica! Ktoś idzie! Ach, na Boga! właź, powiadam ja Ci mądrze. Ot tak, ślicznie. Siądźże i niechaj nikt nie widzi ni słyszy waszmości.
IX Matka Julii, Laurenty, Julia, Romeo
(wchodzi zapłakana matka)
Laurenty:
Wiem, wiem to okropne, a plan ich był tak doskonały...
Matka:
No ale taka tragedia, taka masakra, w dzień biały.
Laurenty:
Ach to straszne! Tak młodo zginęli...
Matka:
Co? Kto zginął? Nic mi jeszcze nie powiedzieli... (przegląda metro) Ech, nic tu nie ma... Telewizor się zepsuł. Milionerów oglądam, nagle pstryk i do widzenia!
Laurenty:
(konsternacja ): a aa aaa a… to się nie martw. Teraz mam takie pieniądze, że telewizorów to Ci kupię tysiące. O! (czyta esemesa ). Słuchaj Moja Miła, Parys pisze „odkryłem swoje prawdziwe powołanie w Bangladeszu i uciekłem z mleczarzem do Holandii zarobić trochę keszu.”
Matka:
Chmmm...Czy nie sądzisz, że zszedł na psy? Kiedyś wielkim poetą był, a teraz rymy obraca w pył! A przecie podróże kształcą...Ech, on zawsze był odrobinę inny. Ale milionerzy!
Laurenty:
Milionerzy podli sknerzy...Ach odetchnij, obejrzysz na wideo. Jak Ci kupię zestaw stereo to przestaniesz płakać? A teraz pomyśl, bo mamy nad czym głowy łamać...Masz ty męża przecie!
Matka:
I Julkę drogie dziecię, ale! Czy nie dociera do Ciebie wcale?! Telewizor... Mój mąż dawno zginął w sławnej bitwie pod Monte Cassino, gdzie w krwi kałuży czerwone maki. Poginęły tam wszystkie bliskie mi chłopaki. Jeden tylko dotarł do Werony, ale on już dawno ożeniony z córką Heńka z poczty. Jeśli nie chcesz mojej zguby, Krokodyla daj mi, luby. To się nie powiedzie wcale! Wszak tyś pastorem i wiem o tym doskonale!
Laurenty:
Zrzucę koloratke<bądź kalesony>, zostanę krawcem
Matka:
Zrzucisz koloratke <bądź kalesony>...(lustruje pastora) Chyba pan żartować łaskaw, toć nie mogę wyjść za krawca! Ni za pastora wyjść nie mogę, jam cnotliwa dobra dusza. Ach co za gratka! Między nami jest koloratka!
Laurenty:
Jeśli nie grzeszysz, jako mi powiadasz, Czego się, miła, tak często spowiadasz? Ach...Jeśli nie krawcem to ogrodnikiem zostanę, posadzę Ci piękne klomby i zbuduję fontannę! (śpiewa konewkę)
Kiedy deszcz nie pada
i wody coraz mniej,
co mówię na to ja?
Konewka!
Kiedy kwiatki schną I Julia mówi hej!
Co mówię na to ja?
Konewka!
Mam konewkę, w ręce lewej,
siedzę pod drzewem i leję, leję, leję.
Słońce grzeje, jeje, jeje, jeje,
póki mam konewkę jeszcze tak źle nie jest.
Jestem tu po to, żeby konewką chlusnąć.
Kwiatki nie uschną, bo ja im kurde nie dam uschnąć.
Będę sikał jak ze sikawki strażak,
to jest konewka więc uważaj!
Matka:
Ach...Laurenty...
<wybiega Romeo>
Romeo:
Hej! Hej! Stójcie Wać Pany! Toż jam jeszcze nie pobrany! Julka?
(próbuje ją reanimować)
Ślubu godzina wybiła. A tu Śmierć, która tchnienia twego miód wypiła...Lecz niezwyciężona uroda Twoja. O najmilsza moja! Po raz ostatni niech obejmę! Warg ostatnią pieczęć niech położę! Zmieszam się z odetchnieniem i przeniknę Ciebie, I jestem w niebie!
(podnosi zwłoki Julii)
Ogrodniku, błogosław nasze więzy i idź w precz nim zmysły postradam!
Laurenty:
Cóż to? Gnijąca Panna Młoda? Niech Ci będzie, ty mąż, ty żona, od Boga przeznaczona, bierz na konia swoją brankę i w świat!
(Romeo podnosi Julię, matka zawiesza mu na plecach tabliczkę „Just married!” w tym czasie chór)
Laurenty:
Na czym to skończyliśmy?
<w tle muzyka „I will always love u „ Whitney Houston utwor ostatni na plycie xD>
Chór:
Amen, amen, amen, amen, amen, amen,
Amen, tako Bog daj,
Bysmy poszli wszyscy w raj.
Amen, amen, amen, amen, amen, amen.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rebell
Administrator
Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: FUCKERVILLE a czasem i LOSERVILLE
|
Wysłany: Nie 12:52, 25 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
TO JEST WERSJA JUZ OSTATECZNA BARDZO BARDZO WAZNA ZMIANY W TEXTACH SA WIEC BARDZO PROSZE O ZAPOZNANIE SIE I PODKRESLILAM RZECZY KTORE SA W SCENARIUSZU A NIKT ICH NIE ROBI!!!! UWAGA:
duze litery specjalnie dla technicznych xDD:
by Rebell xD (z małą ingerencją Dorzy ):
występują:
-chór
-Romeo
-Julia
-Benwolio
-służący Kapuleta
-służący 1
-służący 1
-matka Julii
-Parys
-Kapulet
-Wielki Brat
-Marta
-Laurenty
(Dekoracje: na środku sceny stoi ławka, na niej poduszki; okno z listewek, z firankami i tekturowym kwiatkiem)
I chór, służący 1 i 2
KURTYNA JEST ZAMKNIETA
Chór:
Nad Kapuletich i Montekich domem
Spłukane deszczem, poruszone gromem,
KURTYNA OTWIERA SIĘ W MIARE WYCHODZENIA CHORU
Łagodne oko błękitu...
A lato było piękne tego roku...
Służący 1
Dalipan, Grzegorzu, nie będziem darli pierza, wszak my z domu Kapuletich.
Służący 2
Ma się rozumieć, bobyśmy byli zdziercami.
Służący 1
Ale będziemy darli koty, jak z nami zadrą, Ci z domu Montekich!
Służący 2
Kto zechce zadrzeć z nami, sługami Kapuleta, będzie musiał zadrżeć.
Służący 1
Mam zwyczaj drapać zaraz, jak mię kto rozrucha.
Służący 2
Tak, ale nie zaraz zwykłeś się dać rozruchać.
Służący 1
Te psy, z domu Montekich, rozruchać mię mogą bardzo łatwo. Ale już ja im pokażę, co to znaczy dom Kapuletich!
WYCHODZA
KURTYNA SIĘ ZAMYKA ZMIANA NA SCENOGRAFIE PODWORKOWA
Chór
Dwa rody, równą odziane godnością,
W pięknej Weronie gdzie przebiega sztuka,
KURTYNA SIĘ OTWIERA
Gniew dawny nową podsycają złością
I krew szlachetna dłonie szlachty bruka.
II Romeo i Benwolio, chór
(Na ławce siedzi Romeo, wchodzi Benwolio. Rozmawiają, siedząc.)
Romeo:
Nudno.
(Wchodzi Benwolio. )
Benwolio:
Witaj, przyjacielu. Co Ci tak smutno?
Romeo:
Nudno!
Benwolio:
W twoim wieku? Ja nie mam na to czasu, człowieku! Miłość, miłość...
(robi cielęce oczy)
Romeo:
Ty też? Kolejna feromonów ofiara...Miłość?! Szpetna mara!
Benwolio:
A co, chciałbyś się zakochać?
Romeo:
Brzydki nie jestem, to widać. Głupi też nie, to słychać. Z dobrej rodziny pochodzę, to czuć.
Ale kobiety tylko pieniądze kochają. Miłość? Wierność? Za nic mają! „Mężczyźni, ten ród krokodyli.” (Ostatnie słowa wypowiada naśladując kobietę.)
Ech, kobieto, puchu marny.
Benwolio:
E tam, moja dziewczyna jest cudowna, śniadanie mi przynosi o poranku. A, co do kasy, to trzeba ją ulokować w dobrym banku, takim wiesz, chronionym przez lwa, lub cos takiego.
Romeo:
(patrzy na Benwolia z politowaniem, zastanawia się przez moment, wreszcie wyjmuje z kieszeni mentosy, wykonuje gest znany z reklamy, uśmiech na twarzy, który jednak po chwili znika, cały zapada się w sobie, jakby z niego uszło powietrze i załamanym głosem mówi )
Idę do terapeuty.(Wychodzi. )
Benwolio:
Nie, no bomba, ja się po tym sam będę musiał poddać jakiejś terapii. Już mi oko lata. Sami wariaci.
(mruga jednym okiem)
Chór:
O, królowo wszechpiękności!
Ornamencie człowieczeństwa!
Nie masz nad chłopem litości,
Musi dowód dać ci męstwa.
III służący Kapuletich, Benwolio
(Wchodzi służący Kapuleta. Siada na jednym brzegu ławki, na drugim, przyglądając mu się z rosnącym zainteresowaniem, Benwolio. Służący na razie nie widzi Benwolia.)
Służący:
Mój pan, Kapulet, imprezę urządza. W domu! „A przed ucztą potrzeba dom oczyścić ze śmieci.” Kto to będzie sprzątał? No komu, komu, komu powierzono tę pracę? Wiadomo – mi. Przy takim bezrobociu... A to dla niej wszystko.
(z pogardą )
Nie puści dziewczyny na technoparty, ani na kolorowe disco, musi ją mieć na oku. „Julka to takie złote dziecię.”
(wzdycha )
Ale mam sprosić gości przecie.
(wyjmuje z kieszeni kartkę, czyta z wyraźnym wysiłkiem)
Tyle sesemesów! Do rana mi to zejdzie! A żadne krętactwo tutaj nie przejdzie!
(Wzdycha, wyjmuje telefon, zaczyna coś pisać.)
Benwolio:
Cóż tam, panie, w polityce?
Służący:
Spadaj!
(do siebie )
Coś zimno...
(wkłada bluzę, którą wcześniej położył obok, głaszcze ją, wyraźnie łagodnieje, jak w reklamie proszku do prania, bardzo uprzejmie )
Mówiłeś coś, mój ty chłopcze złoty?
Benwolio:
Cóż to za rozruch u was niesłychany? Chyba jakieś masz kłopoty?
Służący:
U Kapuletów impreza. Mnie gości spraszać przyszło. Wszystko dla jedynaczki. Dużo tego wyszło. Piękne dobra w każdym względzie, lasy, gleba wyśmienita. Co za czynsze. To kobita!
Benwolio:
Dzwoń, waść, czasu oszczędź.
(do siebie)
To okazja w sam raz dla Romea.
(wychodzi po chwili pisania, co sprawia mu wyraźną trudność, Służący też wstaje i wychodzi, nie przerywając pisania.)
Chór:
Niezwykłym i nie leda sprytem opatrzony
Poleciał precz, by Romea, co zmartwiony,
Z udręki serca wyciągnąć za uszy,
By mu chwilą rozrywki uspokoić duszę.
IV Matka Julii, Parys.
Parys:
Witaj piękna sąsiadko! Pięknej Julii Matko! Mam do ciebie sprawę, ta piękna istotka, córka twoja słodka zakręciła w mej głowie, bez niej w życiu nic nie zrobię!
Matka:
Słuchaj koleś, za kogo ty się właściwie masz?
Parys:
Och, mon Dieu, ale gafa! Pozwól że ci się przedstawię. Jestem Parys.
Matka:
ach, to zmienia postać rzeczy, twojej sławie nikt nie przeczy, jeśli córka moja młoda zechce cię, ja powiem zgoda.
Parys:
Kiedy mógłbym bliżej poznać ją? Czy otwarty dla mnie jest wasz dom?
Matka:
Och, nasz ród, robi bal że cud, będzie panien w brud, więc jeśli córka moja, nie zechce cię o panie, będziesz miał na zawołanie mnóstwo innych pięknych panien.
Parys:
Och, mon Dieu, więc nie męczę cię i zmywam się!
V Romeo, Benwolio, chór
(Ta sama scenografia. Wchodzi rozmarzony Romeo, na uszach ma walkmena, nuci coś pod nosem. Wzdycha. Siada na ławce. Wpada Benwolio.)
Benwolio:
Jest impreza. Zapomnisz, co to łzy. Będzie gorąco.
Romeo:
Gdzie? Brzmi kusząco...
(wpatrzony w jakiś punkt, z rozpaczą w głosie)
Dlaczego, ty jedyna nie pojawisz się w końcu w moim życiu?
Zresztą, nigdzie nie idę, bez przesady...
Benwolio:
Nie ma sprawy...
(do siebie )
Trzeba ratować chłopaka.
(Ciągnie Romea, ten
z wyraźną niechęcią wstaje, wychodzą. )
KURTYNA ZAMYKA SIĘ
<SCENOGRAFIA DOMOWA>
Chór:
Nie porzucaj nadzieje,
Jakoć się kolwiek dzieje;
Bo nie już słońce ostatnie zachodzi,
Lecz uważaj, Romeo, Kapulet nadchodzi.
KURTYNA SIĘ OTWIERA
VI kapulet, służący
(Wchodzi Kapulet. Palcem sprawdza, czy na ławce nie ma kurzu, rozgląda się po scenie, może nawet zajrzeć pod ławkę. Wyraźnie niezadowolony.)
Kapulet:
Do roboty, a żwawo! Sprzątać mi tu, nie rezonować!
(dwaj z chóru, próbując wynieść ławkę, potrącają niechcący Kapuleta;)
Do krów, nie do pańskich mebli! W stajni pracować!
(odstawiają więc ławkę na miejsce i wychodzą; )
VII bal, kapulet, Julia, matka, Romeo, benwolio, Parys, praktycznie wszyscy
(Kapulet uroczyście, podnosząc ręce )
Poloneza czas zacząć!
(matka i Parys wchodza razem i zaczynaja tanczyc)
<cicho polonez w tle>
Wołać mi tu córkę!
(Wchodzi Julia. Chór bawi się. Z głośników płynie polonez. Wszyscy bawią się.)
Julia:
Ktoś mnie wołał, czegoś chciał?
Kapulet:
Muzyka gra, tak? Goście są, tak? No to baw się! Zdecyduj się, ten, tego, ten, tamtego, tą, ta, tamci czy ten tu o tam. A nie, to idź do klasztoru! I nie nadwyrężaj mojego spokoju.
Julia:
A bramka numer trzy?
Kapulet:
Nie przeginaj, Julka! I przestań się malować, bo wyglądasz jak kamienica odnowiona na przyjazd cesarza, a że co dzień to się zdarza, to zabiorę Ci te katalogi Avonu!
Julia:
Niech się dzieje wola nieba...
(Kapulet wychodzi. Julia tańczy, chodząc pomiędzy gośćmi, zagląda im w twarze.
Wchodzą Romeo i Benwolio. )
Romeo:
Krucho będzie, jak zostaniemy złapani...
Benwolio:
Och, nie pękaj. (do najbliższej damy) Miła Pani? (Odchodzi na bok.)
(Romeo snuje się po balu, gra muzyka. Ludzie tańczą. Julia widocznie męczona przez Parysa pokazuje mu, że nic nie słyszy.)
Parys: Przepraszam! Ale czy można by troszeczkę ściszyć?!
(Muzyka cichnie nagle, Romeo wpada na Julie, Julia, oczarowana, wpatrzona w Romea, ten nachyla się, jakby chciał ją pocałować.)
Romeo:
Ja, kiedy usta ku twym ustom chylę...
Julia:
A płuca sprawdziłeś?
(Romeo, wyraźnie zakłopotany, spuszcza głowę i nic nie mówi.)
Julia:
Wiedziałam. Poczekaj chwilę...
(odpycha Romea i odchodzi, ten stoi jak wryty)
Benwolio:
Stary zmywamy się Kapulet nadchodzi!(WCHODZI KAPULET I ODSTAWIA MALY „LAN$” NA SCENIE xD)
(Pociąga Romea za rękę, uciekają z balu, siadają na rogu sceny)
KURTYNA SIĘ ZAMYKA (JULIA PILNUJE KURTYNY,ŻEBY ZZA NIEJ WYJSC)
ZMIANA SCENOGRAFII NA PODWORKO
Romeo:
Ech...taka żona...Jeśli jeszcze umie gotować, jest ideałem... Kto ona?
Benwolio:
(ucieka ze wzrokiem, wyraźnie zakłopotany )
Kapulet. Julia. Kapulet.
Romeo:
O, żesz...
Głos Wielkiego Brata zza sceny:
Wielki brat wszystko słyszy.
(Romeo zamyka sobie usta ręką. Benwolio kładzie rękę na jego ramieniu, głowy spuszczone, wychodzą. )
Julia:
(wychylona zza kurtyny)
To Monteki? O, żesz...
Głos Wielkiego Brata:
Wielki Brat...
Julia:
(wychylona zza kurtyny)
Dobra, dobra.
(wychodzi na scenę i dramatycznie recytuje)
Nienawiść moją pierwszą pokochałam!
Zbyt późno wiem to; zbyt wcześnie ujrzałam!
Dla mej miłości wróżba to złowroga,
Że muszę kochać obmierzłego wroga.
Chór:
Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?
Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?
KURTYNA SIĘ ODSLANIA
Za Twoim rozkazaniem w brzegach morze stoi
I Romeo Kapuleta okrutnie się boi.
VIII
(Julia siedzi sama na lawce, podchodzi Parys, przysiada się):
Parys:
Witaj zjawiskowa istoto!
Julia:
Kim jestes?
Parys:
Poznaliśmy się na balu Moje Ty Wcielenie Gracji. Zwą mnie Parys Aniele, prawie jak stolica Francji.
Julia:
Prawie robi wielka różnicę.
Parys(lekko zakłopotany):
Ech...Lampo Akermanu na gwieździstym niebie! Słuchaj mnie, ja kocham Ciebie! Może pójdziemy do kina?
(zza sceny słychać glos matki)
Matka:
Julka! Julka!! Chodź! Klan się zaczyna!
Julia:
Ah! Nie mogę przegapić tego! Musze się dowiedzieć czy Grażynka wróci do Rysia swego miłego! Choć jesteś pełen wdzięku i szyku, żegnaj miły Francuziku!
Parys:
(przez zęby)
Parys dziewczyno, Parys….
IX Julia, Romeo, Benwolio
Wchodzi Romeo. Śpiewa głośno
„Julia, Julia to dziewczyna, tylko ona jedna i jedyna.”
(Zza sceny słychać głos matki):
Matka Julii:
Julka! Julka! Jakiś wariat z megafonem na dole cię woła!
(W oknie, które stoi za ławką, pokazuje się Julia.)
Julia:
Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo?!
Romeo:
Rodzice mnie tak nazwali. Byłem zbyt mały, nie miałem na to żadnego wpływu.
Julia:
Mogło być gorzej. Jak tu wszedłeś? Mur jest wysoki, ciernie kolczaste, krzaki krzaczaste...
<Romeo i Julia stoja jakby czas się zatrzymal xD>
Chór:
Wpłynął na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurzał się w krzaki i jak łódka brodził,
Śród fali łąk szumiących, śród kolców powodzi,
Omijał wysokie ostrowy burzanu.
Romeo:
Coś mi skrzydeł dodało. Tylko nazwy nie pamiętam. Lecz mury, krzaki, ciernie...To za mało! Bo ja kocham... i mam pomysł wspaniały: chodź się pobierzemy, dorobek mam nie mały. Będzie numer jak się starzy dowiedzą!
Julia:
(pogardliwie )
Każdy tak mówi.(Siada na ławce) A ja sobie zadaję pytanie, co Cię tu wiodło? Przyjaźń czy kochanie? Czy przysięgasz mi miłość?
(wyjmują spod ławki tekturki z dużymi napisami widocznymi dla publiczności KOMPUTER)
Przysięgać można na:
a) księżyc
b)samego siebie
c)wszystko na świecie
d)nie przysięgać wcale
Decyzja należy do ciebie.
Romeo:
Czy mogę zadzwonić do przyjaciela?
Julia:
(krzyczy w stronę kulis
Prosimy o połączenie.
DŹWIĘK WYBIERANIA NUMERU!!
(do Romea )
Denerwujesz się?
Romeo:
Mało.
Benwolio:
(wychyla się zza kurtyny)
O! Czuje, ze komora mi wibruje! Ciekawe, co to zwiastuje…Halo?
Julia:
Ma problem Twój przyjaciel miły. Podobno możesz pomóc, bo pomysły mu się skończyły. Na odpowiedź masz 20 sekund. Jesteś gotowy?
Benwolio:
Tak.
Romeo:
Benwolio uważaj, zaczynam czytać. Przysięgać miłość można na:
a)księżyc
b)samego siebie
c)wszystko na świecie
d)nie przysięgać wcale
Co radzisz?
Benwolio:
Nie przysięgać wcale! Na pewno!
Romeo:
Dziękuję, przyjacielu, ale dalej nie jestem pewien.
Wciąż mam pewne wątpliwości, lecz rzucone są już kości. Odpowiedź brzmi: „Nie przysięgać wcale.”
Julia:
Czy to jest Twoja odpowiedz? Zastanów się dobrze. Stawka jest wysoka.
Romeo:
Chyba jestem pewien. Księżyc przecież jest niestały, ja jestem tylko człowiekiem, świata nie znam. Tak, jestem pewien: „Nie przysięgać wcale.”
Julia:
Romeo...
(z wyraźną przerwą )
...to jest właściwa odpowiedź! Wygrałeś moją miłość!
(zza sceny słychać brawa, mogą być też okrzyki
GONG!!)
Niestety, czas się skończył antenowy. Żegnaj, jutro dzień jest przecież nowy. Pamiętaj żeby ustalić u Laurentego ślubu godzinę.
(wychodzą )
X Marta, Romeo
(Julia wychodzi, wchodzi Marta )
Marta:
Co masz taką dziwną minę? Czegóż chcesz od nas o panie, nieszczęście ściągasz jak na zawołanie. Lecz z tego, co słyszałam, miłość cię przygnała (na boku) więc może zmieni swoje przekonania co do tego, która z panien chce, i wybierze mnie!
(Pada w ramiona Romea ze słowami): och, mdleję!
(Romeo łapie Martę )
Marta:
Och, dotyka mnie, przechodzą mnie dreszcze, ach rób tak jeszcze , jeszcze!
Romeo:
O! Zemdlała, nie mam siły jej trzymać.
(Upuszcza Martę)
(Marta próbuje się podnieść, otrząsa się powoli i zaczyna od nowa):
Marta:
Och, jakiś ty silny panie, będę pamiętać twe twarde, męskie.......... ramię.
Romeo:
Słuchaj kochanie... Chcę się pobrac z Julką, serca mego Panią. Kopsnij się do Laurentego, oblicz koszty, ustal godzinę. Koniecznie zrób to jutro rano!
Marta:
Wielka twa miłość dla tej panny, czy ty tam będziesz? Czy się spotkamy?
Romeo:
Ja będę odrabial matme a potem pojde na deske…sorry, taki los mi dany.
Marta:
( wybita) ach szkoda, znaczy się … dobrze. Z radością pojdę godzinę ustalić waszego ślubowania, (na boku) albo miłości waszej pogrzebania.
(Romeo odchodzi, Marta do siebie)
Kocham Romea, on woli Julię kochać, a więc nie będę czekać ni szlochać, i nim tych dwoje pastor połączy, ich żywot dzięki mnie się zakończy
XI Brat Laurenty, Marta, WB
Laurenty:
Witaj Marto mówi mimochodem.
Wielki Brat:
Ty tumanie to były didaskalia!
Laurenty:
Ups...Ślub odbędzie się przed zachodem. Przekaż Julii by się odstawiła i przyszła, tylko bez spóźnień może...
Marta:
Ach, przybędzie! I ja przyjdę (na boku) Z nożem, hehe…
(Odchodzi )
KURTYNA W TYM CZASIE RAZ ROMEO RAZ JULIA WYCHODZA ZZA KURTYNY I POPRAWIAJA TO WELON, TO MUSZKE
XII Romeo Julia Laurenty Marta <w tle muzyka z „Krzyku” nr 3 na plycie xD>
Laurenty:
Zebraliśmy się tu żeby połączyć tych dwoje świętym węzłem małżeńskim. (Romeo ziewa, Julia widocznie się nudzi.) Sorry dzieciaki, ze nie ma tu na freestajl miejsca, ale ta scena wymaga ode mnie powagi, wszak jestem przedstawicielem duchowieństwa.
Marta wchodzi z nożem i zabija Romea i Julię wszyscy się drą. Laurenty ma to gdzieś.
<gdy wszyscy sa pozabijani muzyka powoli jest sciszana>
Laurenty:
Źle się dzieje w państwie duńskim...
Marta:
(rzucając Laurentemu portfel) Miłość rządzi się swoimi prawami. Romeo mnie nie chciał, więc krew teraz kościół plami. Ty braciszku siedź tu cicho, by i ciebie nie wzięło licho, masz dorobku całkiem sporo i siedź cicho straszna zmoro.
Laurenty:
(licząc kasę z zadowoleniem) Dobra, teraz ni słówka nie pisnę mam tyle kasy, że wszędzie się wcisnę.
Marta:
Jadę z Parysem do Bangladeszu. Ciao Mi Amore!
CHOR:
Ach zbrodnia to nieslychana pani zabija pania…i pana??!!
Romeo:
Pst...Poszła sobie?
Laurenty:
Poszła, poszła, ach dzieciaki, układ przecie nasz był taki, że za twe rodowe złota będzie oszukana kwoka! A jak troszkę jeszcze skapnie to i transport wam załatwię!
(Romeo wyciąga jakieś klejnoty i wręcza księdzu)
Romeo:
Zajechały już karoce? Pf...Piastunka...Niech ją porwą ciemne moce! Pf, nędznica! Julio?
Laurenty: (upycha gdzies Romea)
Julio?! Jakie ty masz blade lica! Ktoś idzie! Ach, na Boga! właź, powiadam ja Ci mądrze. Ot tak, ślicznie. Siądźże i niechaj nikt nie widzi ni słyszy waszmości.
IX Matka Julii, Laurenty, Julia, Romeo
(wchodzi zapłakana matka)
Laurenty:
Wiem, wiem to okropne, a plan ich był tak doskonały...
Matka:
No ale taka tragedia, taka masakra, w dzień biały.
Laurenty:
Ach to straszne! Tak młodo zginęli...
Matka:
Co? Kto zginął? Nic mi jeszcze nie powiedzieli... (przegląda metro) Ech, nic tu nie ma... Telewizor się zepsuł. Milionerów oglądam, nagle pstryk i do widzenia!
Laurenty:
(konsternacja ): a aa aaa a… to się nie martw. Teraz mam takie pieniądze, że telewizorów to Ci kupię tysiące. O! (czyta esemesa ). Słuchaj Moja Miła, Parys pisze:
PARYS ZZA KURTYNY:
odkryłem swoje prawdziwe powołanie w Bangladeszu i uciekłem z mleczarzem do Holandii zarobić trochę keszu.
Matka:
Chmmm...Czy nie sądzisz, że zszedł na psy? Kiedyś wielkim poetą był, a teraz rymy obraca w pył! A przecie podróże kształcą...Ech, on zawsze był odrobinę inny. Ale milionerzy!
Laurenty:
Milionerzy podli sknerzy...Ach odetchnij, obejrzysz na wideo. Jak Ci kupię zestaw stereo to przestaniesz płakać? A teraz pomyśl, bo mamy nad czym głowy łamać...Masz ty męża przecie!
Matka:
I Julkę drogie dziecię, ale! Czy nie dociera do Ciebie wcale?! Telewizor... Mój mąż dawno zginął w sławnej bitwie pod Monte Cassino, gdzie w krwi kałuży czerwone maki. Poginęły tam wszystkie bliskie mi chłopaki. Jeden tylko dotarł do Werony, ale on już dawno ożeniony z córką Heńka z poczty. Jeśli nie chcesz mojej zguby, Krokodyla daj mi, luby. To się nie powiedzie wcale! Wszak tyś pastorem i wiem o tym doskonale!
Laurenty:
Zrzucę koloratke<bądź kalesony>, zostanę krawcem
Matka:
Zrzucisz koloratke <bądź kalesony>...(lustruje pastora) Chyba pan żartować łaskaw, toć nie mogę wyjść za krawca! Ni za pastora wyjść nie mogę, jam cnotliwa dobra dusza. Ach co za gratka! Między nami jest koloratka!
Laurenty:
Jeśli nie grzeszysz, jako mi powiadasz, Czego się, miła, tak często spowiadasz? Ach...Jeśli nie krawcem to ogrodnikiem zostanę, posadzę Ci piękne klomby i zbuduję fontannę! (śpiewa konewkę)
Kiedy deszcz nie pada
i wody coraz mniej,
co mówię na to ja?
Konewka!
Kiedy kwiatki schną I Julia mówi hej!
Co mówię na to ja?
Konewka!
Mam konewkę, w ręce lewej,
siedzę pod drzewem i leję, leję, leję.
Słońce grzeje, jeje, jeje, jeje,
póki mam konewkę jeszcze tak źle nie jest.
Jestem tu po to, żeby konewką chlusnąć.
Kwiatki nie uschną, bo ja im kurde nie dam uschnąć.
Będę sikał jak ze sikawki strażak,
to jest konewka więc uważaj!
Matka:
Ach...Laurenty...
<wybiega Romeo>
Romeo:
Hej! Hej! Stójcie Wać Pany! Toż jam jeszcze nie pobrany! Julka?
(próbuje ją reanimować)
Ślubu godzina wybiła. A tu Śmierć, która tchnienia twego miód wypiła...Lecz niezwyciężona uroda Twoja. O najmilsza moja! Po raz ostatni niech obejmę! Warg ostatnią pieczęć niech położę! Zmieszam się z odetchnieniem i przeniknę Ciebie, I jestem w niebie!
(podnosi zwłoki Julii)
Ogrodniku, błogosław nasze więzy i idź w precz nim zmysły postradam!
Laurenty:
Cóż to? Gnijąca Panna Młoda? Niech Ci będzie, ty mąż, ty żona, od Boga przeznaczona, bierz na konia swoją brankę i w świat!
(Romeo podnosi Julię, matka zawiesza mu na plecach tabliczkę „Just married!” w tym czasie chór:
CHOR (KAZDA Z DZIEWCZYN PO KOLEI:
To jest już koniec nie ma już nic. (w tym czasie Romeo wynosi Julie)
Laurenty:
Na czym to skończyliśmy?
<w tle muzyka „I will always love u „ Whitney Houston utwor ostatni na plycie xD>
KONIEC
_________________
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
paniKa
Kierownik
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Śro 21:45, 28 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
No moim skromnym zdaniem bylo GENIALNIE poza maluskimi wpadeczkami ale trzeba przyznac, ze macie talent coby niee mowic (jak ktos powie, ze jest inaczej to ze mna bedzie mial na pienku )
a w srode na szkolnych przedstawieniach bedzie jeszcze lepiej!!!
jestem z Was dumna
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rebell
Administrator
Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: FUCKERVILLE a czasem i LOSERVILLE
|
Wysłany: Czw 19:18, 29 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
to w srode mamy? a bedziemy zwolnieni z lekcji? wie paniKa ... matematyka xD ale nie no....przydalyby sie nam naprawde z 3 godzinki takich prob ale pod pani okiem noo...ja to sie moglam drzec na nich przez ten megafon ale co to dalo? xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dorza
Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: Straszyn ^^
|
Wysłany: Pią 15:51, 30 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
oj Rebell pięknie się darłaś
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rebell
Administrator
Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: FUCKERVILLE a czasem i LOSERVILLE
|
Wysłany: Pią 18:24, 30 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
przestan wszyscy teraz mnie nienawidza
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dorza
Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: Straszyn ^^
|
Wysłany: Pią 23:30, 30 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
ne e
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Justyna
Dołączył: 24 Paź 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Cedrowa Górka xD
|
Wysłany: Sob 0:10, 31 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
ajj!! ja was wszystkich kocham tych co sie drą tych co zamulaja i reszte xDDD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rebell
Administrator
Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: FUCKERVILLE a czasem i LOSERVILLE
|
Wysłany: Sob 9:41, 31 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
ja Was teeez kocham jestescie mi jednymi z najblizszych osob teraz duzo z Wami spedzam czasu i zawsze mozna na Was polegac jestescie ambitni i zdolni a ja takich ludzi uwielbiam (mam nadzieje ze z wzajemnoscia xD)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Justyna
Dołączył: 24 Paź 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Cedrowa Górka xD
|
Wysłany: Nie 18:34, 01 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
osz! co za wyznanie
oczywiscie ze z wzajemnoscia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rebell
Administrator
Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: FUCKERVILLE a czasem i LOSERVILLE
|
Wysłany: Pon 19:41, 02 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
ostatnio mnie cos bierze chora jestem to robi swoje ale mma juz magiczny syropek jak go popije to kaszel mija joł? xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dorza
Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: Straszyn ^^
|
Wysłany: Pon 21:47, 02 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
och ach ech my ciebie też Syropek?! ta jasssne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|